Świat według Gieniusza
W literaturze
fachowej, poświęconej roli malarstwa w procesie leczenia chorych
psychicznie, znerwicowanych i tak czy inaczej niepełnosprawnych
stale sptyka się twierdzenie, że uprawianie sztuki ma funkcję
terapeutyczną. Przekonanie o zbawiennym działaniu procesu twórczego
bierze się głównie z pism Zygmunta Freuda, który był przekonany, że
uprawianie każdej sztuki jest terapią. U podstaw takiego przekonania
leży mniemanie, że sztuka to przede wszystkim wyrażanie w sposób
pośredni swoich nie uświadomionych kompleksów i stłumionych pragnień
głównie seksualnych i agresywnych. Terapia sztuką polegałaby więc
najogólniej mówiąc na tym, że twórca dając upust tłumionym
skłonnościom i lękom, osiąga saomoczyszczenie czyli stan katharsis.
Przeciwnicy teorii o
autoterapeutycznym działaniu sztuki - głównie z kręgów filozofii
egzystencjalnej - nie bez ironii ale i nie bez racji ripostują:
gdyby uprawianie malarstwa miało aż taką moc terapeutyczną, to
wypadałoby wszystkich malarzy uznać za jednostki wyjątkowo zdrowe
psychicznie, a z tym byłby już niejaki kłopot.
Mówiąc najzupełniej poważnie proces
twórczy zdaje się być procesem zbyt skomplikowanym, żeby można go
było uznać za formę terapii bez żadnego cudzysłowu. Proces ten
rozgrywa się w „wewnętrznym teatrze artysty” w sposób niepowtarzalny
i za każdym razem przebiega inaczej - uczestniczą w nim na równych
prawach instynkt i intelekt, chwilowe emocje i głębokie
przemyślenia, gorące uniesienia i chłodna kalkulacja. Z
psychologicznego punktu widzenia akt kreacji jest w każdym
indywidualnym przypadku czymś innym i dla każdego najprawdopodobniej
znaczy coś innego. Jakże zatem upatrywać w nim jednej dla wszystkich
recepty na poprawienie stanu na przykład schizofrenika czy człowieka
dotkniętego nerwicą?

Pojęciu sztuki
jako gry popędów - gry zastępczej wobec nakazów moralnych popartych
zakazami prawnymi - zdecydowanie przeciwstawiają się
egzystencjaliści, dla których człowiek jest bytem świadomym siebie,
skazanym na absolutną wolność i zmuszonym do dokonywania wyborów
czyli na mówienie „tak” lub „nie” w konkretnych sytuacjach
wymagających określonego zachowania. Tym samym freudowskiemu
pacjentowi został przeciwstawiony egzystencjalny twórca, leczącemu
się z nerwicy „artyście” - kreator siebie, w sztuce odnajdujący sens
istnienia.
Kiedyś oglądając pejzaż
Krzysztofa Gieniusza, spytałem go co znaczą kolorowe kręgi na niebie
nad Sokółką. Malarz, nie wahając się ani chwilę, wskazał na swoją
głowę i przezwyciężając chorobę, która nie pozwala mu płynnie mówić
wyznał, że „to tu jest”. Daleki jestem od przecenienia
intelektualnej sprawności autora, ale też nie sposób zlekceważyć
gestu malarza, który w ten sposób mówi „to ja” czyli kreuje siebie,
a nie wizję kosmicznego najazdu. Malarz nie chciał mnie przekonywać,
że do Sokółki zbliżają się pojazdy z Kosmosu lecz jak umiał tak
powiedział, że on to wymyślił.
Trzeba przy tym dodać, że pejzaż -
pomijając kolorowe kręgi na niebie - utrzymany jest w realistycznej
stylistyce. Mimo uproszczeń właściwych malarstwu dzieci, jest to
jednak zapis małomiasteczkowej rzeczywistości włącznie z jej
mieszkańcami wrysowanymi w architekturę Sokółki. Infantylność
rysunku bierze się rzecz jasna z możliwości autora ale plastyczna
dojrzałość obrazu powoduje, że można ją odczytywać jak świadomy
wybór autora, któremu instynkt podpowiedział taką, a nie inną formę
włącznie z wąskim paskiem błękitu u góry kompozycji, który może
znaczyć tylko jedno - tak mało tego nieba nad Sokółką.
Domy, ludzie i drzewa z sokólskiego
pejzażu Gieniusza, sprowadzone są do prostych znaków graficznych ale
tej surowej, żeby nie powiedzieć dziecinnie prostej przestrzeni,
towarzyszy kolorystyka sprawiająca, że przed jego obrazami widzowie
zatrzymują się dłużej, a jurorzy dorocznych przeglądów twórczości
amatorskiej przyznają mu nagrody. Gieniusz cierpi na zaburzenia
mowy, ale być może na zasadzie rekompensaty patrzy i widzi
znakomicie. Widzi na pewno więcej, a w każdym bądź razie tyle, że
postrzega się go już nie tylko w świeci ludzi z dmu opieki
społecznej jako zdolnego kolorystę.
Geniusz nie zna ani akademickich ani
żadnych innych zasad „kładzenia koloru”, nie ma też zapewne wiedzy o
symbolice koloru, ale w jego przypadku przysłowiowa „iskra boża”
starcza za całą tę wiedzę. Ona też sprawia, że jego obrazy są od
początku do końca zakomponowane kolorystycznie i jednobrzmiące
niczym etiudy na temat czerwieni, zieleni czy żółci.
Widzenie świata poprzez kolor
sprawia, że w pracach malarza z Sokółki, świat przedstawiony traci
swój realistyczny wizerunek na rzecz ekspresyjnego koloru, a więc
domy i drzewa stają się uproszczonymi formami, które wypełnia kolor.
Niektóre z „urbanistycznych” wizji malarza bliższe są wręcz
abstrakcji geometrycznej niż malowaniu w stylu „Janka muzykanta”
taka jest bowiem ich logika koloru.
Niewiele lub zgoła nic nie ma to
wspólnego ze światem ludzi chorych psychicznie malujących swój
wewnętrzny pejzaż zaludniony formami z wyobrażeń i zwidów. Wręcz
przeciwnie, łatwo zauważyć, że obrazy Gieniusza są odpowiedzią na
konkretny i zobaczony przez niego fragment rzeczywistości choćby
obserwując jak zmienia się jego paleta wraz ze zmianą pór roku. Po
prostu jego pejzaże białe zimą, zielenią się na wiosnę, a jesienią
przybierają kolor jesiennych drzew. Przekonywującym argumentem może
też być tu jedna z najnowszych prac Gieniusza - wizerunek
Ukrzyżowanego, zainspirowany zobaczonym w białowieskiej kapliczce
krucyfiksem.
Dzięki zapobiegliwości
Celiny Łuckiewicz, która opiekuje się Gieniuszem, można w sokólskim
domu opieki zobaczyć jego szkice do obrazów. Najpierw malarz rysuje
„temat” i jest to jedyna w swoim rodzaju siatka niczym pajęczyna
szczelnie wypełniająca całą powierzchnię obrazu. Wyraźnie ma to
charakter celowej konstrukcji czy rusztowania, na którym malarz
„rozwiesza” później swoje kolory. Już w rysunku wyznaczony zostaje
rytm całej kompozycji, która w ostatniej fazie tworzenia niczym
witraż zapala się kolorami. Ciekawe jest tu także, że malarz z
niezwykłą kosekwencją posługuje się kątem prostym i takąż linią w
przedstawianiu świata nieorganicznego na przykład architektury, a
dla ludzi, zwierząt i drzew ma zarezerwowaną wyłącznie linię płynną.
Czyż nie jest to tworzenie harmonijnego obrazu świata w poszukiwaniu
sensu istnienia, nawet jeśli malarz nie potrafi tego tak nazwać?
Gieniusz lubi czerwień, która
kojarzy się z krwią, pożarem i namiętnością, a jest przede wszystkim
bardzo wyrazistym środkiem plastycznego słownika. Poprzez czerwień
malarz zdaje się mówić o świecie, który jest zbudowany na walce o
władzę i pieniądze, a więc o świecie, który jest poza malarzem z
Sokółki, co jednak nie znaczy, że przestał go obchodzić. Jeszcze
dalej w obrazach Gieniusza zdaje się być do błękitu nieba -
jakkolwiek by to niebo malarz rozumiał. Sporo w tych pracach
zieleni, która nieodłącznie wiąże się z nadzieją jaką niesie zieleń
wiosny, ale najciekawsze mimo wszystko zdają się być w tym
malarstwie różne odcienie żółci, a zwłaszcza żółto świecące okna
domów Gieniusza. Tylko w świecie sztuki mogło się zdarzyć to, co
zdarza się na obrazach, malarza, który nie skończył nawet szkoły
podstawowej - okna świecą tu światłem domowego ogniska, ale jest w
tym świeceniu jakiś niepokój przywodzący na myśl żółć z obrazów van
Gogha.
Nie da się zapomnieć, że
malarz z Sokółki ponad trzydzieści lat przeżył w samotności z
piętnem psychicznie chorego podczas gdy cała jego inność polega
głównie na zaburzeniach mowy. Dopiero teraz, zauważony a nawet
doceniany jako malarz, próbuje rozmawiać ale przede wszystkim
kolorami. Maluje dużo, szybko i intensywnie jakby chciał powiedzieć
wszystko to, co się w nim nagromadziło przez trzydzieści lat
samotności.
Andrzej Koziara
Obrazy - link
Krzysztof
Gieniusz urodził się 9.06.1963 r. w Sokółce w rodzinie
wielodzietnej. Dzieciństwo spędził na wsi. Z powodu zaburzenia
mowy nie uczęszczał do szkoły. Od 1997 r. jest uczestnikiem
WTZ dla osób z upośledzeniem umysłowym. Tu rozpoczęła się jego
praca plastyka-amatora. W ciągu czterech lat namalował około
300 obrazów głównie farbami plakatowymi w formacie A1. Po raz
pierwszy zauważony na XIII Wojewódzkim Przeglądzie Twórczości
Amatorskiej białostockiego WOAK-u w 1998 r.
W 1999 r.
jego prace eksponowane były w sokólskim Kredyt Banku, podczas
Uroczyska w Supraślu, na ogólopolskiej imprezie integracyjnej
"Bądźmy Razem" w Kołobrzegu i w białostockim muzeum im.
Alfonsa Karnego.
Od roku 1999 uczestniczy w Podlaskich
Plenerach dla Twórców Niepełnosprawnych, organizowanych w
Białowieży przez Stowarzyszenie na rzecz Twórców
Niepełnosprawnych "Nike". Niewątpliwym sukcesem była
indywidualna wystawa malarstwa Krzysztofa Gieniusza otwarta
staraniem Stowarzyszenia w białostockiej kawiarni „Fama” w
listopadzie 1999 r. W tym samym roku ukazują się też pierwsze
reprodukcje prac malarza z Sokółki opublikowane w takich
wydawnictwach NIKE jak kalendarz i informator „Sztuka bez
granic”. Jego prace sprzedają się dobrze na aukcjach
organizowanych przez Stowarzyszenie.
W roku 2000
powstaje telewizyjny dokument o twórczości Gieniusza,
emitowany na antenie ogólnopolskiej, a rok później działająca
w Gdańsku Galeria Sztuki „Promyk” z powodzeniem wystawia jego
obrazy. |
|