Pytania do Sławka
Marzenie
-
Co jest najważniejsze?
-
Marzenie.
-
Jakie?
-
Być wolnym.
-
A co to znaczy?
-
Nie być tutaj.
-
A gdzie chciałbyś być?
-
W domu, w Augustowie, z rodziną.
Sławek urodził się w Augustowie. Dla rodziców był, jak mówi, „Czymś, z Czym nie
mogli dać sobie rady". W wieku siedmiu lat zawieźli go więc do Domu Pomocy
Społecznej na Baranowickiej w Białymstoku. Trafił na oddział dla najciężej
chorych. Uznano go za upośledzonego umysłowo w stopniu głębokim. „Opiekunki i
pielęgniarki dbały o mnie jak mogły - wspominał po latach Sławek. - Byłem
wykąpany, nakarmiony. Leżałem, godzinami myśląc o domu, o rodzinie. Często
gapiłem się w sufit lub w ekran telewizora, słuchałem radia lub rozmów
pielęgniarek. Nieraz odwiedzała mnie mama. Opowiadała mi o rodzinie. Mówiła,
mówiła - ja słuchałem. Rozumiałem wszystko, jednak sam mogłem tylko skinąć
głową, nie mogąc jej nic powiedzieć".
Przyjaciel
-
A tutaj jak jest?
-
Czasami dobrze, czasami źle. Mam
przyjaciół. Pomagają mi.
-
Co czułeś, kiedy nie mogłeś
komunikować się z ludźmi?
-
Czułem to samo. Nic się teraz nie
zmieniło.
-
Ludzie nadal cię nie rozumieją?
-
Trudno jest mnie zrozumieć, moją
sytuację.
Sławek
mieszka w pokoju z Bronkiem. Bronek wstydzi się obcych. Cały czas siedzi z nosem
wetkniętym w krzyżówki, albo przełącza kanały telewizora. Uważnie jednak śledzi
rozmowę. Jest w pełni sprawny fizycznie. To on dba o Sławka na co dzień, karmi
go, pomaga załatwiać potrzeby, wychodzi z nim na spacery. Sławek mówi o nim
„przyjaciel". Wystarczy, że energiczniej zakręci się na wózku, zrobi jakąś minę
i Bronek wie, o co chodzi, podaje zeszyt. Najwięcej miejsca w ich dwuosobowym,
schludnym pokoju zajmuje wózek inwalidzki. Zrobiony był specjalnie, na
zamówienie. Sławek nie może długo wytrzymać siedząc, więc wózek jest tak
wyprofilowany,
że może w nim przyjąć pozycję półleżącą, która go najmniej męczy.
- Ja go cały czas widzę leżącego - mówi pielęgniarka zespołu nr 1.
Przyszedł do nas w 1967 roku jako małe dziecko. Zakładaliśmy mu pieluchy,
karmiliśmy łyżką. Nikt nie próbował z nim rozmawiać, nie myśleliśmy, że się da.
Mieszkał już z kilkoma osobami. Teraz zajmuje się nim Bronek, dopóki starczy mu
cierpliwości i sił. Sławek poza malowaniem niewiele potrafi robić, ale
komunikuje swoje potrzeby, wyjeżdża na
wycieczki, obozy.
W pracy wysłanej na konkurs, którą napisał we współpracy z terapeutą, pisał:
„Myślę, że możliwość komunikowania się z drugim człowiekiem, możliwość
przekazania swoich uczuć, myśli, jest największą potrzebą psychiczną człowieka.
Nie każdy to sobie uświadamia, bo ta potrzeba u większości realizuje się
samoistnie, dla mnie to mój największy życiowy sukces".
Radość
-
Czy myślisz, że mógłbyś jakoś pracować,
czymś zajmować się w życiu?
-
Ludzie mówią, że nie.
-
A ty co mówisz?
-
Nic nie umiem robić.
-
Umiesz myśleć...
-
To myślę malować (śmiech).
-
Co chcesz przekazać swoimi obrazami?
-
Nie wiem.
-
To po co malujesz obrazy?
-
Nie dla ludzi.
-
A po co?
-
Dla siebie.
-
Co czujesz, kiedy malujesz?
-
Radość.
W swoich wierszach
Sławek pisze o tym, jak siedzi w barze przy piwie, odwraca się na pięcie
obrażony i robi rzeczy, których w rzeczywistości zrobić nie może. Ma dziewczynę,
jasnowłosą królową, której wiatr odsłania twarz. Wyznaje jej miłość i przynosi
bukiety czerwonych róż. W poezji powraca babcia, jak dobra dusza, co nad nim
ciągle czuwa, jest niemowlęce ciepło
dzieciństwa, łąka i sad w Augustowie, w
którym obserwował drzewa. To w wierszach najwięcej opowiada o sobie, buduje
swoje drugie, duchowe życie, inne niż to, które widać na zewnątrz. Które jest
prawdziwsze?
Na obrazach Sławka są drzewa i łąki, bardzo kolorowe, wszystkie malowane
podobną, szarpaną, poziomą linią, bo taka jest motoryka jego ręki. Może stawiać
tylko poziome kreski. Wadę tę uczynił atutem, znakiem rozpoznawczym jego prac.
Przed dziewięcioma
laty w Domu otwarto pracownię plastyczną. Od tego momentu świat Sławka zaczął
nabierać barw. Poznał trochę warsztat malarski, wtajemniczono go w grę
światłocieni, temperaturę kolorów, różnorodność perspektyw, oglądał albumy
mistrzów. To było dla Sławka łatwe i ciekawe. Najtrudniej było utrzymać pędzel.
A kiedy już się z tym uporał, okazało się, że jego ręka kładzie plamy nie w tym
miejscu, w którym chce, nie takie... Pragnienie malowania było jednak silniejsze
niż ból, jaki powodowały ograniczenia ciała. Malował po kilka godzin dziennie.
Pozostały czas spędzał na podwórzu. Przyglądał się liściom. Najpiękniejsze
pejzaże pamiętał jednak z domu w Augustowie. Po roku jego obrazki zaczęły
wzbudzać zainteresowanie odwiedzających Dom. Zaczęły się wystawy: w Elidzie,
Marszandzie, Filharmonii Białostockiej, w Warszawie w Galerii „Abakus".
Podróże
-
Co jeszcze cię cieszy?
-
Gdzieś pojechać.
-
Gdzie?
-
Wszędzie już byłem (śmiech).
-
A gdzie podobało ci się najbardziej?
-
Nad morzem. Lubię wodę... i góry też.
Lubię zdjęcia.
Sławek nad kubkiem Coca-Coli przy jakimś barze,
z tyłu panorama gór. To wycieczka w Beskidy. Sławek jedzie wózkiem po
kamienistej, górskiej ścieżce. Sławek na plaży, nad rzeką. Sławek opancerzony
dmuchanymi rękawkami, kołami ratunkowymi i innymi pływającymi cudami pluska się
w basenie w ośrodku. Sławek w wannie pełnej piany. Sławek na przyjęciu
imieninowym, w śmiesznej czapeczce. Sławek w ogrodzie, w otoczeniu znajomych. Na
wszystkich zdjęciach Sławek się śmieje, z podniesioną do góry głową zanosi się
po prostu śmiechem. Ma sporo albumów z fotografiami. Kiedy je przegląda, też
się śmieje: tyle widział, tylu spotkał ludzi, chciałby o wszystkim opowiedzieć.
Jest żywiołowy, niecierpliwi się, kiedy nie nadążam za jego palcem. Dużo zdjęć
to czerwone, jesienne pejzaże. O jesieni Sławek najczęściej pisze w swoich
wierszach. Zdjęcia to chyba nowa pasja Sławka.
Ludzie

-
Malujesz tylko pejzaże?
-
Nie lubię malować ludzi.
-
A lubisz ludzi?
-
Niektórych. Gosia nauczyła mnie,
jak trzeba żyć.
-
A jak trzeba?
-
Spokojnie, ale dla mnie to trudne,
za trudne czasami. Bywa, że obcy przyjdzie i wstydzę się, że jestem taki.
Czasami marzę żeby umrzeć.
Gdyby nie Gosia, Sławek nie odkryłby swoich
możliwości - ani nie malowałby, ani nie pisał wierszy. Małgorzata Szkiłądź,
terapeutka, pojawiła się na Baranowickiej w 1986 roku. Sławek miał wtedy 26 lat.
-
Zostałam przydzielona do grupy Sławka
jako młoda osoba, tuż po studiach - opowiada Gosia. - Przez rok obserwowałam
jego możliwości. Widziałam, że nie jest głębiej upośledzony, bo reagował
prawidłowo na różne sytuacje, na radiowe i telewizyjne audycje. Stwierdziłam, że
ma spore możliwości intelektualne. Problem polegał na tym, że nie potrafił
komunikować się ze światem. Zaczęliśmy pracę z wykorzystaniem plastikowych
liter. Układał z nich najpierw słowa, potem proste zdania. Gdy zobaczyłam jak
trzyma pędzel w ręku, włożyłam mu do dłoni ołówek. Napisał swoje pierwsze
niekształtne, wielkie litery. Ćwiczył całymi dniami. W zasadzie wszystko
zawdzięcza sobie samemu, swojemu uporowi.
Podziwiam go za to samozaparcie. Ale były też momenty załamania, nie umiał
na przykład opanować trudniejszych słów.
Byłam czasami zrezygnowana, on denerwował się, ale dzięki swojej pracy osiągnął
to, co chciał. Potem skonstruowałam mu prostą tabliczkę komunikacyjną,
dostosowaną do motoryki jego ręki, z naklejanymi
literami
i cyframi. Pamiętam, kiedyś w DPS były
jakieś praktyki, pojawiło się dużo nowych pielęgniarek i personelu. Zwiedzali
placówkę. Sławek pokazał na tabliczce wyraźnie: „Nie życzę sobie, żeby mnie
oglądano!". Zareagował adekwatnie do sytuacji. Najważniejsze udało się: może
komunikować swoje potrzeby, a to, że nie poprzestaje na tym, że maluje, że pisze
wiersze świadczy o tym, że czuje potrzebę tworzenia, pozostawienia po sobie
śladu.
Inność
- Czy wy się nas boicie? - tak Sławek
zapytał mnie na koniec. Odpowiedziałam, że nie, ale potem przyszło mi na myśl,
że rozmawiając ze Sławkiem za pomocą tekturowej tabliczki, śledząc jego gesty i
sylabizując słowa, czułam się po trochu jakbym nawiązała kontakt z istotą
z innej planety, z bardzo ludzką istotą.
Urszula
Dąbrowska „Kurier Poranny"
|